DROGA DO DOMU CZ 1

CZĘŚĆ PIERWSZA

Dalsza droga prowadzi prosto, lekko pnąc się w górę, widzisz ją ginącą za mgłą nieświadomości istnienia, spadającą niczym zasłona, zamykająca widok na horyzoncie przyszłości, Twojego życia tu na tej ziemi, planecie ludzkich cieni i blasków, kolorowych odblasków emocji i uczuć.

Za Tobą tysiące kilometrów wspomnień: poznanych ulic, miejsc, skrzyżowań, ludzi, ślepych zaułków i przytułków betonowych blokowisk, w których ciężar obowiązków wpędził Cię w zależność związków, układów, powiązań, zobowiązań i trudności.

Stoisz teraz na stacji, paląc papierosa kreacji, wsłuchujesz się w umysł myśli, szukając w nim słodkich wiśni. Powracasz do przeszłości, chwytając obrazy chwilowej radości, szczęścia i papierowego spełnienia, zastanawiasz się, czy nie zawrócić. Mówisz: można wszystko odwrócić. Teraz trafiasz na cierpki smak, powraca odbitka z kliszy podświadomości sprzed kilku lat, szara codzienność, ona tworzy w Twoim umyśle ciemność. Czarno-biały obraz się obraca, patrzysz na niego, a on wraca. Pojawia się smutek i przygnębienie, bezsilność rodzi agresję, jesteś poirytowany, jeszcze krótka chwila a staniesz się zdenerwowany.

Zaciągasz się papierosem wyrzucając poczucie winy z białym obłokiem dymu. Uśmiechając się do siebie mówisz: dzisiaj są moje urodziny, które obchodzę każdego dnia.

Czujesz ulgę, obraz znikł. W chwilowej ciszy czujesz swój rytm muzyki serca. Wzrusza cię ta chwila szczęścia.

W myślach mówisz do siebie: Ty idioto, chcesz po raz drugi wejść w ten wartki potok, który cię znów przewróci. Nie ma mowy idę dalej…

ale gdzie?

Dookoła Ciebie, tam gdzie sięgasz wzrokiem widzisz mrowisko ludzi, poukładanych puzzli, zajętych sobą, lub przypadkową rozmową, pracujących, odpoczywających, śpieszących się na zakupy…

Widzisz w ich twarzach samego siebie, mówisz: to było więzienie, ale znałem je doskonale, poruszałem się w nim wytrwale, poznałem każdy pachnący i śmierdzący kąt.

A teraz, odczuwasz obce zapachy, a do tego nie widzisz nikogo, kto tak jak Ty podąża nową drogą. Zaglądasz do kieszeni, świeci paroma drobniakami, dalej pójdę pieszo, gdzieś na pewno zaświecą szyld świecący lampką nadziei:

PRACA DLA KAŻDEGO, KTO CHCE ZAROBIĆ JEDEN MILION ZŁOTYCH NIE MAJĄC NICZEGO.

Więc idziesz przed siebie, ufając, że znajdziesz swój nowy kąt. Jesteś zmęczony, nie masz z kim porozmawiać: rodzice, siostra, brat, przyjaciele, każdy tkwi we własnym kościele przekonań i dobrych rad. Chcą Ci pomóc ale Ty wiesz, że jesteś o wiele więcej wart. Słuchając ich, znów powrócisz do szarej codzienności trucizn, która powoli zamieni się w cichą desperację udawanej wolności.

Nie chcesz tego, wiesz, że to tylko ości, z kawałkami suchego białka.

Mówisz w myślach: Ciężki jest mój pas, do którego przywiązałem tyle rzeczy i ludzi. Jestem wykończony, idę spać, jutro spróbuję znów wstać i pobudzić się do działania, może nowa szansa pojawi się sama?

Zasypiasz

Dodaj komentarz