POKARM

„Nie zabija nas to co jemy

widzimy słyszymy i czujemy

niszczy nas STRACH który z serca wypływa

w naszych myślach i emocjach

potajemnie się skrywa

by pewnego dnia zebrać swoje żniwa”

Rafael Noun

 

Jesteśmy biologiczną fabryką. Zarządzaną przez nas samych jednoosobową ekipą, pracujących przez całą dobę komórek, wibrujących atomów, tworzących metafizyczną chmurę świadomości fotonów, kwantów nieśmiertelnego światła.

Dualni w swojej naturze manifestujemy się tu na ziemi w postaci materialnych kształtów pełnych barw i cieni, a tam na górze istniejemy jako świetliste obłoki, wirujące na łące wszechświata świadomości drzewa, rodzące owoce spadające z nieba.

Kiedy drzewo rozkwita, wtedy otaczająca je zewsząd ciemność w jego świetle rozpuszcza się i znika. Rozświetlona drgającymi liśćmi jest jak lśnienie, migoczący płomień, który obudzony i świadomy swojego istnienia, czerpie paliwo z głębi prawdy korzenia.

Wszyscy my ludzie, żyjemy tu na tej ziemi w ułudzie. Intuicyjnie wiemy, bo tak sercach czujemy, że po śmierci awansujemy, przechodząc do wyższego świata, gdzie zrozumiemy sens i cel istnienia całego wszechświata.

Każdy z Nas nieustannie tworzy, produkuje i buduje. Przyjmuje codziennie z otoczenia surowce, przetwarza je i przekształca, tak jak piekarz robi chleb i bułki z uformowanego wcześniej ciasta.

Ludzkim ciastem jest mentalna siła, którą z serca nieustannie uwalniamy. Przetworzona w umyśle do postaci myśli wychodzi na zewnątrz jako „klocki”, uformowane drgające fale, z których budujemy materialne i duchowe przestrzenie, gdzie każdy człowiek w lustrze rzeczywistości widzi własne odbite stworzenie.

Dlatego Twój zewnętrzny Świat jest odzwierciedleniem Twojego wnętrza. Standard i warunki życia, osoby, towarzysze podróży, odgrywana w społeczeństwie rola, etykietka i przypięta do niej metka z przypisaną kwotą wynagrodzenia za pracę, to wszystko jest rezultatem tego kim w istocie jesteś. Kto w Tobie żyje, kto Tobą kieruje i codziennie manipuluje. Popatrz na swoje życie, a znajdziesz w nim swoje odbicie.

Aby produkować klocki potrzebujemy surowców dla ciała i umysłu, ponieważ nic z niczego nie powstanie, wszystko co podlega zmianie formy i kształtu, częstotliwości i wibracji, potrzebuje energii. Pierwotnego budulca, który jest darem od Stwórcy Wszystkiego dla nas kropli świadomości, dzieci niepoznawalnego.

My ludzie i inne istoty Światła, zamieszkujące niezliczone planety, i inne niezbadane wymiary jesteśmy budowniczymi wielkiego architekta. Możemy przekształcać, formować, przebudowywać i modelować „pierwotne pole plasteliny” posługując się zapisanymi w przestrzeni wzorami i gotowymi na wszystko projektami.

Dlatego nie musisz wiedzieć jak masz coś zrobić, wystarczy uwolnić z serca moc, strumień informacji, świadomej stwórczej kreacji.

Jest też inna grupa istot. Oni są jak muchy żerujące na odchodach. Żywią się tym, co My wydalamy. Sami nie potrafią czerpać energii, bo nie mają baterii słonecznych, tylko wtyczki do gniazdek. Podłączając się do nas, kradną prąd i formują swoje ciasta, którymi potem nas karmią i otępiają, a gdy słabniemy zagarniają nasze umysły, by realizować swoje pomysły.

Nasze surowce dla ciała to jedzenie, pokarm, który w ciągu dnia spożywamy i napoje, które w siebie codziennie wlewamy. Pożywienie nie jest głównym powodem naszych chorób i podupadającego zdrowia fizycznego i psychicznego. Pomimo tego, że ma mało składników odżywczych i nie przyczynia się do osiągnięcia lepszej kondycji, to nie ono ma decydujący wpływ na sprawne funkcjonowanie naszego organizmu.

Nasze ciało i umysł niszczą nasze przepięcia, stresy i lęki.

Gdy człowiek zrozumie i pozna samego siebie, przypomni sobie jak transmutować pożywienie, wodę, powietrze. Wtedy świadomie wyrazi w sercu intencję, która przez DUCHA tego dokona. Uzdrowi to, co jest dookoła, oraz to, co jest w ciele, umyśle i w sercu.

„JAM JEST

które w moim sercu trwa

uzdrawia mnie tym pokarmem, tą wodą, tym powietrzem…

każdego dnia”

Wtedy jedzenie służy Tobie, a chemikalia, które ma w sobie wydalane są na zewnątrz, nie czyniąc ci szkody. To dlatego wciąż żyjemy, pomimo, że przez cały czas jesteśmy truci bezwartościowym chemicznym pożywieniem, wdychanym skażonym powietrzem i pitą toksyczną wodą.

To miłość, która w nas trwa uzdrawia, bo ciemność wprawdzie otumania nas i osłabia, ale nigdy nie przeniknie światła, nie zgasi go, ani nie roztrzaska.

Nasze ciała chorują i starzeją się tylko dlatego, że są codziennie zatruwane odorem smrodu wypływających z naszego serca myśli i emocji. Wypowiadanych słów i czytanych zdań. Dlatego propagując i upowszechniając niszczące poglądy i sądy o życiu, skazujemy się na powolną śmierć tkwiąc w fałszywym przekonaniu o sobie i świecie. Bogu i całym wszechświecie.

Umieramy za życia, bo jesteśmy nieświadomi tego wielkiego odkrycia, że komórki ludzkiego ciała, zależą od naszego umysłu. To on je kształtuje: programuje i transmutuje. Przekazując im energię, zapisaną w myślach i słowach informację, powoduje ich wzrost, lub powolną degenerację.

Każda ludzka komórka jest dualna w swojej naturze. Zawiera plazmową membranę. To brama pomiędzy niewidzialnym i widzialnym. Cząsteczką a falą. Materią i energią. Ziemią i Niebem.

Możemy odżywiać się światłem jak i zwykłym pokarmem. Miejmy świadomość gdy jemy, wybierajmy to, co intuicyjnie czujemy, że potrzebujemy. Zawsze powtarzajmy przed posiłkiem w myślach te słowa: JAM JEST, które w moim sercu trwa….

Miejmy zaufanie i pewność, że CUDOTWÓRCA wszystkiego dokona. Dla Niego nie ma nic niemożliwego, bo jest cząsteczką wszystkiego co jest i czego nie ma.

Wystarczy uwierzyć w Niego, pokochać go i zaufać mu.

W ciągu dnia patrzmy i obserwujmy co wpływa do naszych umysłów. Zawsze świadomie kierujmy tym, co z nich wypływa. Bo myśli i słowa mają moc, one sprawiają i decydują czy jest dzień czy noc. Szczęście czy cierpienie. Miłość czy strach i odrzucenie. Lęki mają swoje korzenie w codziennie napływających do naszych zmysłów obrazach i słowach produkowanych przez Telewizję, internet, radio. Zapisanych w gazetach i książkach.

To niskie energie, podstępne ukryte w przekazywanej treści wirusy. Zaprogramowane w jednym celu, aby nas poruszyć i przyciągnąć naszą uwagę. Skierować ją na konkretne słowa i obrazy, pobudzić emocje, których częstotliwość obniży naszą wibrację tak, aby insekty mogły bez przeszkód wchodzić do naszego wnętrza, przejmując stopniowo inicjatywę nad procesami myślowymi w świątyni serca.

Wszystko jest kwestią wyboru. Trzeba tylko wiedzieć, co on oznacza.

Jest tylko miłość i strach.

Są tylko dwa słowa: tak, albo nie.

Brak decyzji jest przyzwoleniem, zgodą na to, abyś był niewolnikiem, kukiełką i marionetką, darmową baterią, która jest eksploatowana i powoli wyniszczana.

 

 

OPOWIEŚĆ DUSZY

Emocje są nieodłącznym elementem naszej psychiki, silnie oddziałującym na aromat i zapach myśli, tworzących sad naszych owocowych drzew wiśni.

Słodki lub gorzki posmak to kwestia wyboru odpowiedniego rozmiaru i koloru owocu, który dojrzewa na słońcu lub w deszczu, w zależności od natężenia i kierunku wiatru przynoszącego chmurę świadomego lub nieświadomego przypadku, skutku naszego spełnienia lub bolesnego rozgoryczenia.

Przy stanach ostrego zapalenia określamy emocje wirusem odrzucenia. Wtedy ona dokonuje w nas spustoszenia. Jest jak zdradzona żona. Żadna ziemska siła jej wtedy nie pokona.

Przy stanach zachwytu nazywamy ją miłością, bardzo cenioną i radosną wisienką na urodzinowym torcie, który z apetytem zjadamy, stwierdzając pewnego dnia, że nic już nie mamy.

Jednak zanim to nastąpi, jesteśmy jeszcze syci, trawiąc powoli w żołądkach codzienności słodki smak. Z czasem stajemy się zazdrośni, a w naszych gardłach pojawiają się pierwsze ości, drapiące podniebienie niewinności.

One powodują podrażnienie i narastające w nas swędzące pragnienie posiadania wszystkiego na własność. To daje nam poczucie bezpieczeństwa, bo wtedy czujemy się, jak zwycięzca teleturnieju z cennymi nagrodami: żona, dwójka dzieci i dom z nowym samochodem.

Uważamy, że nie ma w tym nic złego, przecież to się nazywa życie na całego, dużo brać i mało dawać, używać i korzystać ile się da, wypijając wszystko do samego dna.

Szklanka pusta, na talerzu sama kiszona kapusta z dodatkiem soli smutku i pieprzu przygnębienia. Do tego pojawiają się kłopoty, zaczyna powoli brakować nam ropy do dalszej podróży. Czujemy, że to przedsmak zbliżającej się burzy.

Poznajemy, co to znaczy lęk, w naszym drzewie pojawia się sęk, który niebezpiecznie rośnie, a my usychając w strachu złorzeczymy wiośnie myśląc, że to wina pogody, która przynosi nam te nagłe chłody niespodziewanej zmiany po słonecznych dniach, za którymi teraz tęskni spadająca z oka łza.

To jeszcze za wcześnie na poddanie, reagujemy złością budując każde kolejne zdanie, szukające odpowiedzi na nasze ważne postawione w kryzysowym sztabie pytanie.

Co dalej…

Rozpoczynamy od poszukiwania winnych całego tego zamieszania. Obwiniamy wszystkich, nawet tych w Niebie, w kłótni odnajdując spełnienie samego siebie. Czujemy się przez chwilę trochę lepiej, nakarmieni obcą energią planujemy nadchodzącą jesień.

Ufamy naszemu zdrowemu rozsądkowi, pożyczamy, inwestujemy i odnajdujemy kolejne złoże czarnego złota. Jesteśmy w domu, zapominając, że podświadomie znowu ulegamy fatalnej powtórce, zapychając nasze brzuchy kolejną porcją smakołyków drapiących nas tak przyjemnie latem po przełyku.

Zimy już nie przetrwamy, bo cali zamarzamy. Na początek zaskakuje nas mały przymrozek, tracimy pierwszą zdobycz: nasze upragnione samochody, by kolejnego dnia zostać trafieni z obcej procy prosto w oczy. Dowiadujemy się, że sąsiad, nieproszony gość, zabrał nam naszą ulubioną kość, którą obgryzaliśmy każdej nocy.

Zostajemy sami, szukamy rozwiązania, postanawiając zbudować teraz zdania ze słowami skruchy. Przepraszamy, prosimy i błagamy. Tak bardzo czujemy się przywiązani, że postanawiamy: żony nie oddamy.

Obieramy inną taktykę.

Motywujemy się do działania i szybko reagujemy, zmieniając swój wizerunek. W nowej masce czarujemy najbliższe otoczenie. Uśmiechamy się, dobrze ubieramy, dbamy o siebie, bardzo się staramy, ufając, że to pomoże wyprostować nasz obraz w rzeczywistości telewizorze.

Ciężko pracujemy, by nagonić stracony czas. Teraz już wiemy, że życie na kredyt było drogą Frankowicza prowadzącą do odkrycia terrorystów niszczących ten świat. Nie dają nam żadnych szans, podkładając ładunki wybuchowe wysadzają nasz największy skarb. Lód rozsadza rurę naszej rafinerii, która ostatecznie tego dnia upada, tak jak nasze małżeństwo w drobny mak się rozpada.

Zziębnięci i wykończeni wpadamy w pustkę naszej wewnętrznej przestrzeni wypełniającej się palącym ogniem cierpienia. Tak nadchodzi nasza najczarniejsza godzina istnienia.

Trwamy w bezsilności, nie odczuwając już żadnej przyjemności ani namiastki radości w swojej ponurej codzienności. Dochodzimy do wniosku, że nie ma już niczego i nikogo, kto chciałby pomóc naszym obolałym nogom podnieść się z kolan i wstać.

Myślimy, że nadszedł już czas by przyśpieszyć przemijanie i zakopać się w zapomnienia jamie. Przepadamy dla świata, nie mamy już nic na swoich tacach oprócz pustych naczyń, w których pleśń drażni swoją wonią naszą żołądkową treść.

Wymiotujemy poczuciem winy, oskarżając i poniżając siebie, popadamy w alkoholowe uzależnienie. Miesiąc po miesiącu staczamy się coraz niżej, by pewnego ranka uświadomić sobie, że jesteśmy w studni, tylko dzięki sobie.

Spoglądamy na drabinkę, grubo zapleciony sznur prowadzący w górę albo na sam dół. Nie wiemy gdzie iść, czekając odpoczywamy. Wyrzucamy z serca kamienie, które spadając w dół roztapiają się w ciszy, niemej mowy nowych pięknych słów.

Podążamy za nimi, natchnieni i wyzwoleni, wiemy, że niczego już nie potrzebujemy. Ogień powoli się wypala, żar przygasa, zostawiając rozsypany popiół na śniegu, który teraz nas otacza. Odpinamy klamrę naszego pasa, do którego przywiązaliśmy rzeczy i ludzi. Mówimy: z takim balastem ciężko było się przebudzić. Czujemy się lekko i błogo z samym sobą. Spadające płatki są dla nas jak opłatki na wigilijnym stole przebaczenia.

Koniec i początek nie istnieje, jest tylko przebudzenie ze snu, do nowego życia, wspaniałego odkrycia czym w istocie jesteśmy, kim będziemy, kiedy na dobre zrozumiemy, że w naszych sercach jest cały wszechświat.

Wszystko jest w maleńkim punkcie, umiejscowionym w sercu. Naszym nieśmiertelnym wnętrzu, do którego droga prowadzi w ciszy.

„Hałas obudzi śpiącego

ale zagłuszy też

słowa mądrego

który cierpliwie czeka

aż wyschnie umysłu

rwąca rzeka”

Rafael Noun

To opowiadanie napisała DUSZA, która w nowym ubraniu ponownie w świat wyrusza, by głosić serca przesłanie. Zaufaj jej całkowicie, a niemożliwe możliwym się stanie.