DROGA DO DOMU CZ. 5

Jej spojrzenie hipnotyzuje Cię strachem, zamykając napływające myśli w plastikowej butelce niemych ruchów Browna, niekontrolowanych gestów oszalałych gałek ocznych, które dają znak, aby ciało sterowane przez podświadomy umysł nacisnęło przycisk start i uruchomiło impuls napięć skórnych, niekontrolowanych drgawek, pobudzanych prądem zmiennym, przez generator nieświadomości zrozumienia tego kolejnego doświadczenia.

Pulsujesz jak dojrzewająca w kokonie larwa, z której wykluje się skrzydlaty skutek we własnej osobie, nowego głębszego pojęcia motyla, który fruwa w Tobie.

Jak niemowa trwasz w bezruchu patrząc się na czarne okulary spoglądające na Ciebie wzrokiem ostrej jak brzytwa skały, o którą teraz kaleczysz nadszarpnięte emocje, pocięte tak bezlitośnie nożem umysłu na wcześniejszej desce wydarzenia, w kuchni zapachów cierpienia rozpaczy, nieświadomych swojego istnienia graczy.

Teraz gotowanych w garnku wody bezsilności, na ogniu wiecznego poszukiwania, w przyprawach nadziei poznania i zrozumienia pojęcia smaku szczęścia i wolności, tej ulotnej miłości, którą pragniesz zjeść na śniadanie, myśląc w między czasie, co będzie na drugie danie.

Masz dość, kawa schodzi na drugi plan, cukier traci swój słodki aromat, teraz potrzebujesz być sam. Przełykasz gorzki napój, zapamiętując jego cierpki smak. Następnym razem rozpoznasz, że to automat steruje reakcjami, na które Ty przyzwalasz, bo jeszcze nie przypomniałeś sobie, jak mówić w pierwszej osobie, obserwując wszystko to, co dzieje się w Tobie.

Wsiadasz do auta, muzyka Cię wkurza, wyłączasz intruza zagłuszającego ciszę, Twoją teraźniejszą niszę, w której szukasz schronienia przed hałasem zagubienia.

Płaczesz jak dziecko zagubione i samotne w dużym Tesco.

Analizujesz wydarzenia, czarne okulary, ślepy pies, trwasz w bezruchu, dostajesz ode mnie impuls i już wiesz.

Jestem ślepy, dalej trwam w iluzji, siedząc na obcym krześle nadziei, ufając, że pewnej niedzieli przyjdzie zbawienie i oświecenie.

Brawo, doszedłeś wreszcie do sedna, w Ego odnajdując plastikowe oparcia, jedynie znów pogrążysz się we śnie, zapominając mnie, będziesz na samym dnie. Zdany na siebie i swoje iluzje.

Mówisz: Powoli zaczynam to czuć i rozumieć, jest jedna droga, odkrywając ją, znów poczuję ulotnego Boga, reszta to fałszywe drogowskazy, wymyślone przez społeczeństwo mapy cmentarzy, na których umieramy za życia zjadani próżnością w codzienności bycia automatycznymi robotami, zdalnie sterowanymi przez wgrane programy i wzorce zachowań umysłami.

Włączasz silnik, chcesz stąd odjechać, by uciec od winnych i skazanych na śmierć niewinnych osób, których nie znasz i nie poznasz, bo dość masz dzisiejszych doznań.

Czujesz, że już tego nie potrzebujesz, pogłębiając ciekawość, będziesz zakażony przez wiedzę, budującą jedynie kolejnymi pytaniami dalszą niewiedzę.

Nie rozumiesz jeszcze, że to tylko kleszcze, spadające z drzewa Twojego nieczystego sumienia.

Pragniesz spokoju, dobrego zapomnianego nastroju, tego ulotnego stanu, kiedy czujesz, że jesteś u kranu spełnienia i samozadowolenia chlipiąc chłodną wodę gaszącą pragnienia i wprowadzającą w Twoje ciało nirwanę rozluźnienia. Przestając szukać znajdujesz, zrozumienie wtedy czujesz, nie potrafiąc wyrazić słowami tego stanu bez myśli.

Nieświadomy otoczenia, poruszasz się drogami oświecenia, które prowadzą do domu. Metalowego tymczasowego garażu, wykonanego ze złomu, w którym mieszkasz z dala od całego nieszczęścia, jakim jest idea globalnego przedsięwzięcia stworzenia na świecie równości, kontrolowanej ułudy wolności.

Trochę ci w nim zimno, włączasz farelkę, ściągasz buty, siadasz w fotelu własnych nut, zapamiętanych i zapisanych na kartce miłości, szczerego wyrażonego moim słowem zapisu melodii rymowanych słów.

Postanawiasz medytować. Zaparzasz zieloną herbatę, gasisz światło, zamykasz wiatę. Siadasz i płaczesz, mówisz Kocham Cię, Kocham Cię, Kocham Cię, jak długo jeszcze będzie trwał ten sen. Tak bardzo chcę się już obudzić, poznać Ciebie i mnie, uwierzyć, że cudotwórca rozpuści ten czarny cień, który we mnie trwa.

Tak wiem, że za bardzo chcę doświadczać spokoju, miłości, radości i szczęścia. Czekam, jak wyschnie we mnie ta rwąca rzeka myśli słów, wtedy znów usłyszę Ciebie.

Zapadasz w letarg zapomnienia…

Jedna myśl w temacie “DROGA DO DOMU CZ. 5

Dodaj komentarz